Zimowe klimaty plus size

Zima zawsze byłą porą, którą najchętniej przespałabym niczym miś w swojej gawrze. Niestety trochę ciężko mi to jakoś w życie swoje wdrożyć więc jedyne co mogę zrobić w tej sprawie to założyć na siebie ciepłe misiowe futerko.

Szczęśliwie dla mnie w tym roku zima nie była zbyt intensywna i niemal do stycznia uszła mi na sucho a raczej ciepło… Szkoda może jedynie, że nie dopisała choć trochę w okresie świątecznym, aby wzmóc nieco nastrój tego czasu.

Pół biedy też gdyby jeszcze ta zima przychodziła dość nagle po lecie, tj. bez tego długiego okresu przejściowego, gdy już nie sposób cieszyć się ciepłem a jeszcze nie czas, aby uroków zimy wypatrywać. Najlepiej więc gdyby pojawiła się na np. cały miesiąc, zasypując białym puchem świat a wnet po tym szybko odeszła zastąpiona pachnącą, ciepłą wiosną 😉

A co Wy sądzicie o zimie? Cieszy Was jej nadejście?

Sukienka: Medicine
Buty: Ryłko
Szalik: Olsen
Zakolanówki: Gatta
Rajstopy: Lida
Futerko: no name

Mały test produktów firmy Lida

Produkty LidaKilka dni temu firma Lida zaproponowała mi przetestowanie jej produktów. Poprosili mnie więc o przesłanie im danych na temat mojego wzrostu oraz obwodu uda i bioder, po to aby mogli dobrać odpowiednie dla mnie rozmiary. Dla tych z Was jednak, które nie spotkały się jeszcze z tą firmą wspomnę tylko, że Lida to polska marka specjalizująca się w produkcji rajstop i pończoch dla kobiet o krągłej budowie ciała oraz dla kobiet ciężarnych.

Otrzymałam zatem paczuszkę w której znajdowały się 3 rzeczy – dwie pary rajstop a do tego pończochy samonośne. Przyznam, że ucieszyło mnie to, bo nie ukrywam, iż od dawna szukałam już odpowiednich dla mojej budowy ciała rajstop czarnych i grubych a także bardzo lubianych przeze mnie pończoch.
Ale może po kolei…

Zacznijmy od rajstop. Pierwsze z nich to czarne, grube bambusowe rajstopy. To one były dla mnie sporą zagadką, bo jak dotąd nigdy się z takimi nie spotkałam. Mają one w swoim składzie 75% bambusa, 22% poliamidu i 3% elastanu i są o grubości 180 Den. Być może dzięki takiemu właśnie składowi są tak miłe w dotyku a do tego to co od razu rzuciło mi się w oczy to fakt, że się na mnie w ogóle nie elektryzowały. Dotąd bowiem zawsze tak miałam, że gdy zdejmowałam z siebie rajstopy, to były one tak strasznie naelektryzowane i w ciemności to dosłownie aż iskry strzelały… 🙂
Z tymi na szczęście jest inaczej, a co więcej nigdzie mnie nie uciskają i powiedziałabym raczej, że jedynie lekko otulają trzymając zarazem wszystko w ryzach. Miło też po dłuższym noszeniu nie „schodzą” one mi w dół. Po założeniu ich na nogi można zaś dostrzec maleńkie otworki dzięki którym nasza skóra oddycha i nie poci się. Jeszcze jednym ich wielkim plusem jest dla mnie ich niebłyszczące wykończenie. Podsumowując więc mogę szczerze powiedzieć, że moja opinia o nich jest bardzo pozytywna.

Drugie rajstopy które otrzymałam to rajstopy o przyjemnej nazwie Betty i grubości 20 Den w odcieniu jasny beż. Na opakowaniu producent napisał, że są to rajstopy z małym klinem dla kobiet XL – czyli dla mnie 😉
Rozmiar okazał się być trafiony, chociaż przyznam, że jeśli chodzi o ich kolor to na wiosnę musiałabym wybrać raczej nieco ciemniejszy ich odcień. Ogólnie są OK, jednak ja osobiście bardzo lubię gdy rajstopy nie mają części palcowej i majtkowej lub posiadają tę część w takiej ozdobnej formie w kształcie „bikini”. Dodam więc jeszcze tylko, że rajstopy Betty bardzo dobrze przylegają do nóg zapewniając komfort noszenia ich oraz co także ważne – w ogóle nie uciskają w pasie.

A na koniec jeszcze to, co zapewne ucieszy niejednego pana, czyli zobaczenie swojej kobiety w takich samonośnych pończochach w kolorze czarnym.
Ja jestem nimi wprost zachwycona! A to dlatego, że do tej pory nie znalazłam jeszcze pończoch, które spełniłyby wszystkie moje oczekiwania mimo, że naprawdę wypróbowałam już wiele par różnych firm. Te zachwyciły mnie swoim wykończeniem czyli piękną koronką z podwójnymi paskami silikonu ale przede wszystkim tym, że tak znakomicie leżą na moich udach. Wcześniej zdarzało mi się, że miałam trudności z naciągnięciem ich na uda tak, aby sięgały przynajmniej do ich połowy a nie kończyły się tuż za kolanem – mimo oczywiście wybierania rozmiarów, które powinny wg tabelki na ich opakowaniu pasować także na mnie. Jeśli zaś pokonałam już ten problem to pojawiał się następny – czyli „bułeczki” tuż powyżej koronki na udzie. Po prostu najwyraźniej za bardzo ściskały one moje nogi co niestety nie wyglądało za efektownie. Próbowałam więc także pończoch bez wstawek silikonowych ale i one też nie zdawały egzaminu. W pończochach firmy Lida tych problemów wcale nie ma, leżą dosłownie perfekcyjnie i nigdzie mnie nie cisną. Myślę jednak, że chyba najlepszą ich rekomendacją byłoby pokazanie zadowolonej miny mojego męża, gdy tylko mnie w nich zobaczył… 😉

Śmiało więc mogę na bazie przetestowanych przeze mnie produktów przyznać, że motto jakim posługuje się Lida – „inspirują nas kobiety” nie jest jedynie pustym reklamowym sloganem ale raczej prawdziwą misją firmy, która tak dokładnie trafia w potrzeby kobiet.

Zachęcam więc do „lajkowania” fanpage firmy Lida oraz oczywiście na zakupy poprzez ich sklep internetowy.

A na zakończenie niespodzianka!
Już niebawem konkurs na moim funpage w którym będą do wygrania produkty firmy Lida!
Zachęcam więc do częstych odwiedzin, aby nie przegapić go. Chcę abyście i Wy też mogły cieszyć się ich produktami.

 

Powitanie 2015 roku!

Sylwester 2014. Ostatnia noc mijającego roku zwiastująca niestety także fakt, że będziemy już o kolejny rok starsi… Jednak to nie czas na zadręczanie się tym, lecz raczej moment na pożegnanie tego co poszło nie po naszej myśli w ubiegłym roku i z nadzieją, najlepiej w trakcie dobrej zabawy, spoglądanie na kolejny – najchętniej jeszcze lepszy rok naszego życia.

I choć na pozór wydawać by się mogło, że to noc jak każda inna w roku, to jednak chcemy, choćby w ten symboliczny sposób, efektownie przywitać ten nowy rok, jak gdyby od tego zależało jak udanym on będzie. Dostojne bale, luźne „domówki” czy też imprezy pod gołym niebem – zawsze warto ubrać się na nie odświętnie ale też w stylu dopasowanym do miejsca naszej zabawy.

Ja postawiłam tym razem na dość klasyczny wygląd – podkreślający kobiece kształty, a zarazem dość elegancki. Sukienka w jednolitym kolorze burgund z dość głębokim dekoltem. Do tego srebrne dodatki i nieodzowne futerko dodające klasy i szyku. Do tego wszystkiego dobrałam jeszcze szpilki w kolorze nude optycznie wydłużające nogi.

Zresztą zobaczcie sami.

 

Sukienka i futerko: H&M
Buty: Janus
Biżuteria: no name
Kopertówka: Monnari

 

P.S. A w Nowym Roku oczywiście życzę wszystkim duuużo zdrowia, niegasnącego uśmiechu, pełnej akceptacji siebie i co najważniejsze wielkiej, nieprzemijającej miłości…

Wasza XLady

Jeans (dżins) w roli głównej! – cz. 3.

Ostatnia część tryptyku. Zrealizowana już bardzo późną, jesienną porą. Zwykle czas ten był dla mnie takim, który najchętniej bym przespała lub choćby skryta w zaciszu domowego ogniska przeczekała popijając rozgrzewającą mnie herbatkę, siedząc do tego przy kominku promieniującym ciepłem niczym letnie słonko…

Ostatnimi czasy zaczęłam jednak doceniać życie w pełniejszym jego wymiarze. Ten porządek następujących po sobie pór roku wyznaczających nam rytm życia przestaje być powoli dla mnie udręką a zaczyna być raczej kolorową mozaiką czasu mojego życia. Być może gdybym miała wpływ na to, to zmieniłabym jedynie proporcje czasowe każdej z tych pór roku. Lato oczywiście faworyzując, bo podczas niego najpełniej czuję radość zwykłych poranków, gdy wpadające zza okna słońce pozytywną energię mi daje.

Jednak teraz wiem, że nie tylko symbolika wiosny podczas, której wszystko do życia się budzi ale również i jesień – przemijanie mi najbardziej uświadamiającej, może być cenną i ważną lekcją będącą niejako przygotowaniem nas na pogodzenie się z porządkiem naszego istnienia na tym świecie.

Aby więc nie skazywać się na smutną i szarą jesień życia już teraz staram się kolorować ten czas swoim ubiorem, w taki sposób aby pozytywne myślenie włączał mi on…

 

 

Spodnie: H&M
Bluzka: Top Secret
Buty: Janus
Torebka: TK Max
Płaszczyk: Butik

Jeans (dżins) w roli głównej! – cz. 2.

Zdjęcia te wykonane były jeszcze piękną jesienią chociaż niestety już podczas chłodniejszego, pochmurnego dnia. Postanowiłam wykorzystać w tej stylizacji delikatność jeansowej sukienki w zestawieniu z ciepłą wełnianą kamizelką. Na pewno nie nadaje się ona na obecną pogodę… no chyba, że jakimś dziwnym trafem jeszcze bardzo by się ociepliło i znów mielibyśmy słoneczko nad głowami. Ech, marzenie…

Jeśli jednak dodamy do tego połączenia ciepły płaszcz, zmienimy na grubsze rajstopy i założymy cieplejsze buty to z powodzeniem ten zestaw będziemy mogli wykorzystać także nawet przy minusowej temperaturze.

 

Sukienka: C&A
Kamizelka: Mohito
Buty: H&M
Torebka: TK Max
Okulary: No name
Biżuteria: Orsay

Jeans (dżins) w roli głównej! – cz. 1.

Dżins – wynalazek XIX wieku, który zrobił oszałamiającą karierę na całym świecie, przetrwał wszystkie minione trendy w modzie i do dziś cieszy się niegasnącą popularnością. Kochamy go chyba wszyscy.

Obecnie jednak dżins to już nie tylko spodnie, ale także koszule, szorty, kurtki, kamizelki, sukienki czy nawet… dodatki! Największa jego zaletą jest fakt, że pasuje niemal do wszystkiego.

Dżins to materiał jak kameleon. Nie dość, że występuje w niezliczonych klasycznych odcieniach – od ciemnego granatu po bardzo delikatny błękit, to jeszcze w różnych teksturach – od bardzo drobnego desenia wyglądającego na jednorodny wręcz kolor po ten bardziej zróżnicowany, wyglądający z bliska na mozaikę dwóch lub i kilku barw. A nie zapominajmy także o tym, że obecnie „wyzwolił” się on ze swoich pierwotnych barw i bywa także dostępny w dziesiątkach innych kolorów. Daje nam to wszystko tyle możliwości, że możemy go nosić codziennie i za każdym razem wyglądać zupełnie inaczej. Pasuje do zupełnie luźnych, niezobowiązujących stylizacji ale i odpowiednio dobrany może sprawdzić się nawet na tych bardziej oficjalnych wyjściach.

XLady postanowiła pokazać Wam się w trzech odsłonach z dżinsem w roli głównej.

Trzy sesje i trzy moje ulubione zestawy na tegoroczną wyjątkowo ciepłą i pogodną jesień.

Pierwszy z nich już poniżej, a dwa następne w kolejnych wpisach. A wiec oglądajcie, komentujcie i wyczekujcie następnej denimowej stylizacji.

 

Spodnie, buty, bluzka: H&M
Kurtka, cekinowy beret: no name
Kopertówka: Tally Weijl
Bransoletka: House

Muzealna przygoda

Sesja do tego wpisu powstała w bardzo klimatycznym miejscu. Już od dzieciństwa bardzo lubiłam takie opuszczone pomieszczenia i budynki powodujące dreszczyk emocji. Od zawsze ciekawiło mnie to, jak te miejsca wyglądały w czasach swojej świetności, gdy jeszcze tętniły życiem. Z pozostałości  napisu przed wejściem głównym można doczytać, że dawniej mieściło się tutaj muzeum. Budynek jest bardzo duży, dwupiętrowy z ogromnymi salami, pięknym korytarzem. Na pewno przez to miejsce przewijało się kiedyś się mnóstwo osób. Wtedy ciekawiło i przyciągało uwagę zaś teraz stoi smutnie opustoszałe, zdewastowane i zapomniane.

Aby móc w pełni zwiedzić to miejsce, zajrzeć w każdy zakamarek moja stylizacja musiała być wygodna i nie krępująca ruchów. Chcąc jeszcze skorzystać z ostatnich ciepłych dni założyłam na siebie zwiewną sukienkę z drobnym kwiatowym wzorem i masywne buty, dzięki którym nie martwiłam się o swoje stopy. Ta stylizacja bardzo kojarzy mi się z latem, przygodą i młodzieńczymi czasami beztroski. Ale przecież nawet w dorosłym wieku wcale nie musimy o nich zapominać…

Nieprawdaż?

 

Sukienka: Atmosphere
Buty: H&M
Skarpety: Gatta
Kolczyki i pierścionek: Orsay

Mała czarna w rozmiarze XL

Jeśli nie wiemy co na siebie założyć, wszystko co na siebie przymierzamy jakoś dziwnym trafem źle leży i nie gra ze sobą, trzeba sięgnąć wtedy po najlepsze rozwiązanie jakim jest mała czarna.

Każda z nas powinna mieć taką sukienkę w swojej szafie a jeśli jeszcze dotąd jej nie ma, to powinna czym prędzej zakupić. Jak wiadomo krój, długość czy fakturę materiału musimy dopasować do swojej figury tak, aby jak najkorzystniej w niej wyglądać. Szukając swojej miałam w głowie kilka wymogów, które musiała spełnić – krój musiał być dopasowany, sukienka powinna ładnie się układać na sylwetce, być niebanalną a przy tym pełną uroku.

Ja znalazłam dla siebie taką w H&M i od razu skradła ona moje serce. Ma to wszystko na czym mi zależało, a wiec: odpowiednią długość, dekold w serek a przy tym jest uszyta z miękkiego i elastycznego materiału, co sprawia, że jest mega wygodna. Bonusem są tutaj pięknie zaznaczone poprzez koronkę plecy. Jeśli już takie cudo mamy u siebie wystarczy zmieniać dodatki i olśniewać 🙂

 

Mała czarna – XLady – kobiecy blog plus – MODNAPOLKA.pl

Niebieska panienka

I stało się… pierwsza stylizacja na moim blogu!
Tak właśnie ubraną można mnie było zobaczyć w ostatnią niedzielę.

Przyznam, iż miałam spory dylemat w czym Wam się zaprezentować pierwszy raz, ale doszłam do wniosku, że mam przecież pokazywać się w tym, w czym chodzę na co dzień a nie stroić się tylko na potrzeby każdego wpisu.

Niebieska sukienka jest więc głównym elementem mojej stylizacji. Kupiłam ją ponad rok temu i nadal ją uwielbiam. Zarówno krój jak i jej długość podkreślają krągłości kobiecego ciała.
Zamiast oryginalnego paska dobrałam cieniutki czarny – pasujący do butów, w których się zakochałam.

Moją prostą stylizacje uzupełniła kopertówka z imitacją wężowej skóry i korale.

 

Sukienka: New Look
Buty: Catwalk
Naszyjnik: Claire’s
Kopertówka: Bershka
Pasek: Bershka

Stylizacja: Niebieska panienka plus size